Dwa dni temu dotarliśmy do Mui Ne. Pomimo tego, że była to dzienna podróż to jechaliśmy sleeperem. Szkoda, że w Polsce takich nie ma :)
Generalnie Mui Ne niczym szczególnym nie wyróżnia się od typowych miejscowości nadmorskich. Jedna ulica, a na niej hotele, sklepy i knajpy. Jest tutaj sporo Rosjan i w związku z tym w knajpach jest także menu po rosyjsku.
Plaża jest całkiem fajna, nie ma lazuru jak w Tajlandii, ale nam się podoba. Są za to ogromne fale!!! Wystarczy wejść do wody kilka metrów, a fale są tak duże ze nas zakrywają :).
W wodzie, aż roi się od Kitesurferów. Warunki jakie tu panują czyli bardzo silny wiatr i wzburzone morze są idealne do surfowania. Bardzo przyjemnie się ich ogląda jak suną po wodzie :)
Na drugi dzień po przyjeździe wykupiliśmy Jeep Tour za 6$ od osoby. Odwiedzieliśmy 4miejsca: wydmy z białego i czerwonego piasku, miejscowy port oraz czerwone skały. Na białych wydmach poczuliśmy się przez chwilę jakbyśmy byli w Łebie :) W jeepie oprócz naszej trójki były jeszze 4 osoby. Pomimo tego, że Pan kierowca bardzo nas popędzał i jechał na drodze jakby była jego(wyprzedzał na trzeciego itp. :)) to było fajnie :)
W Mui Ne oprócz wycieczki Jeepem czas spędzaliśmy na odpoczynku. Mieliśmy w kościach przeprawę z Kambodży i potrzebowaliśmy troszkę luzu. Jutro ruszamy w głąb lądu do miejscowości Da Lat (Przez cały czas jest z nami Szogun).