Podróż do Hoi An miała trwać 13h, a odziwo byliśmy 2h przed czasem. Szok!!! :) Sleepery w Wietnamie są komfortowe więc w nocy można sobie pospać. Kierowcy dyliżansa do uprzejmych osób nie należeli, ale cóż nie można mieć wszystkiego :) Za bilet zapłaciliśmy 200000 VNG za jedną osobę.
Tak więc o 6:30 wysiedliśmy z autokaru i standardowo nie mieliśmy hotelu :) Miejscowi taksówkarze rzucili się na nas z najlepszymi ofertami hoteli na świcie, ale jak zawsze poszliśmy własnymi ścieżkami. Pomimo wczesnej godziny i jeszcze śpiących miejscowych hotelarzy udało nam się znaleźć pokój za 10$.
Powodem, dla którego wybraliśmy się do Hoi An były opinie napotkanych podróżników, iż jest to bardzo urokliwe miejsce.
Mieli rację :)
Jest to przepiękne miasteczko, z przepiękną kolonialną architekturą, które najzwyczajniej w świecie nas urzekło.
Wypożyczyliśmy tym razem rowery za 25000 VNG za sztukę aby zobaczyć okolicę. Jest tu mały ruch, więc jest to według nas najlepsza opcja "zwiedzania".
Oprócz klimatycznych kamieniczek w Hoi An jest także morze. Z rynku nad morze jest kilka kilometrów, a trasa przebiega wzdłóż bujnie porośniętej rzeczki. Plaże w Wietnamie do najpiękniejszych nie należą dla tego też skupiliśmy się zwiedzaniu miasteczka.
Po środku wyspy są palmy kokosowe do których można dostać się tylko łódką. My z tej opcji zrezygnowaliśmy, ale i tak się tam wybraliśmy aby zobaczyć malutką przystań rybacką porośniętą bujną roślinnością.
Gdy zapada zmrok Hoi An rozświetlają kolorowe lampiony, które wiszą dosłownie wszędzie (kamienice, drzewa, słupy energetyczne itp :)).
Na Hoi An przeznaczyliśmy jeden dzień. Jutro z samego rana jedziemy na północ w zdłuż lini brzegowej do Hue. W ciągu tego dnia poczuliśmy kolonialny klimat, który na zawsze pozostanie w naszej pamięci :).